Konkurs - Jaka jest Wasza ulubiona gra z gatunku Horror? 👻

  • 171
    Odpowiedzi
  • 9432
    Wyświetlenia
  • Aaricia's Avatar
    Community Manager
    Hej wszystkim!

    Co prawda Halloween już dawno za nami, ale mamy dla Was mrożący krew w żyłach konkurs 👻

    Name:  konkurshorroryzpanemdibblerem.jpg
Views: 3462
Size:  60.3 KB

    Zasady konkursu

    Aby wziąć udział, wystarczy w komentarzu poniżej odpowiedzieć na następujące pytanie: Jaka jest Wasza ulubiona gra z gatunku Horror i dlaczego? 👾

    Jeśli nie gustujecie w horrorach i nie graliście jeszcze w zbyt wiele takich gier, obejrzyjcie materiał Pana Dibblera, w którym możecie zasięgnąć inspiracji 😎

    Nagrody


    • 1 miejsce - monitor Lenovo Legion Y27q‑30
    • 2 i 3 miejsce - myszka Lenovo Legion M300


    Czas trwania konkursu

    Udział możecie wziąć od 15 stycznia do 31 stycznia 2024r. (23:59).

    Życzę dobrej zabawy! 🎃

    Attached Images Attached Images
    • Jakiej gry nie możesz doczekać się w 2024 roku? Powiedz nam tutaj 🎮
    • Zobacz nową linię produktów Lenovo tutaj 💻
    • Masz jakieś hobby poza graniem? Opowiedz nam w tym temacie🌍
  • 171 Odpowiedzi

  • d4nielix's Avatar
    Level 1
    @Aaricia moim ulubionym horrorem jest Penumbra. Dlaczego? Był to pierwszy horror z widokiem z pierwszej osoby, w który kiedykolwiek zagrałem. Klimat robił na mnie ogromne wrażenie, do teraz mam ciarki jak pomyślę o finale. Uczucie samotności przyprawiało mnie o gęsią skórkę na każdym kroku. Bardzo dobrze w pamięć mi zapadł też glowstick, który był wykorzystywany zamiast latarki. Pamiętam, że przeszukiwałem sklepy w celu zakupu takiego gadżetu. W każdym razie jest to ten horror, który wyrobił mój gust w gatunku i uważam, że produkcja bardzo dobrze się zestarzała. Dzięki niemu też zacząłem się interesować zjawiskami paranormalnymi i różnymi wątkami "egzystencjalnymi".
  • Lew1984's Avatar
    Level 1
    Moim ulubionym i ukochanym do lat dzisiejszych horrorem jest Resident Evil 3 Nemesis. Dla wielu fanów tej serii najlepszą częścią jest Resident Evil 2 i chociaż ukończyłem wszystkie 3 pierwsze części to największe wrażenie do dziś i najmilsze wspomnienia z gry mam jednak z części trzeciej. Prawdopodobnie rządzi mną nostalgia, ale wracam mniej więcej co 2 lata i przechodzę tą grę ponownie. Z lat młodzieńczych pamiętam, że nie potrafiłem tej gry ukończyć, a były to czasy, kiedy internet raczkował jeszcze w Polsce i nie było solucji oraz YouTube. Gra nie dawała mi spokoju, ale ugrzązłem i nie wiedziałem, jak pójść dalej. I tak mijały miesiące, a ja wracałem co jakiś czas do gry i się głowiłem nad przejściem. Oświeciło mnie dopiero po około pól roku i wtedy już przeszedłem grę do końca. I chyba ten mój upór i ciekawość spowodował, że ta gra tyle dla mnie znaczy i do dziś ją kocham.
  • LukasCherrylike's Avatar
    Level 1
    Call of cthulhu - the dark corners of the earth. W sumie to moja pierwsza gra tego typu, ale do dziś ma specjalne miejsce w serduszku

    - - - Updated - - -

    Call of cthulhu - the dark corners of the earth. W sumie to moja pierwsza gra tego typu, ale do dziś ma specjalne miejsce w serduszku. Coś mi krzyczy że to duplikat poprzedniego posta ale to g* prawda
    Last edited by Aaricia; 16-01-24 at 11:55.
  • pawelzdunek90's Avatar
    Level 1
    A ja napiszę po prostu Nocturne. Mega zróżnicowany klimat, dobra sztuczna inteligencja...gra która przecierała szlaki Survival Horroru 🙆‍♂️. Mocny tytuł. Dobre czasy....ahh ta nostalgia !
  • Amiga4ever's Avatar
    Level 1
    Hej wszystkim!

    Co prawda Halloween już dawno za nami, ale mamy dla Was mrożący krew w żyłach konkurs 👻

    Name:  konkurshorroryzpanemdibblerem.jpg
Views: 3462
Size:  60.3 KB

    Zasady konkursu

    Aby wziąć udział, wystarczy w komentarzu poniżej odpowiedzieć na następujące pytanie: Jaka jest Wasza ulubiona gra z gatunku Horror i dlaczego? 👾

    Jeśli nie gustujecie w horrorach i nie graliście jeszcze w zbyt wiele takich gier, obejrzyjcie materiał Pana Dibblera, w którym możecie zasięgnąć inspiracji 😎

    Nagrody


    • 1 miejsce - monitor Lenovo Legion Y27q‑30
    • 2 i 3 miejsce - myszka Lenovo Legion M300


    Czas trwania konkursu

    Udział możecie wziąć od 15 stycznia do 31 stycznia 2024r. (23:59).

    Życzę dobrej zabawy! 🎃

    Mimo 30 letniego doświadczeniami z grami i ograniu większości znanych gier z dreszczykiem nic nie przyprawiało mnie o ciarki i pulpitacje serca jak Alien Isolation w VR 😀 To jest poprostu inny wymiar rozrywki. Kroki obcego, pikający skaner - tego nie da się opisać słowami. Nie ma gry przedstawiające większe zaszczucie jakie odczuwamy w tej grze. Tylko dla osób o mocnych nerwach :)
  • tomrollauer's Avatar
    Level 26
    Pamiętam to jak dziś mimo że upłynęło od tego czasu niemal trzy dekady. Mroczna zima 1995 roku. Czasy w których gry oryginalne były nadal egzotyką, czymś egalitarnym ponieważ kosztowały często dużą część wypłaty. I w tych mrocznych czasach w moje ręce wpadło pudełko w którym mieściło się sześć płyt CD. SZEŚĆ. Diabelska liczba.

    Woe to you, oh, earth and sea
    For the Devil sends the beast with wrath
    Because he knows the time is short
    Let him who hath understanding
    Reckon the number of the beast
    For it is a human number
    Its number is six hundred and sixty six

    Na tychże sześciu płytach, a były to czasy w których gry były wypuszczane na dyskietkach, znajdowała się gra która wywarła na mnie chyba największe wrażenie i wciągnęła mnie w tryby bardzo mrocznej historii. Ta gra to "Gabriel Knight 2: The beast within". Gra która obudziła we mnie bestię żądną nowych przygód.


    Sierra wynajęła prawdziwych Hollywoodzkich aktorów do swojej gry (trochę mniej znanych) co w latach 90-tych było naprawdę niecodzienne i nowatorskie.

    W dniu, gdy moje palce po raz pierwszy dotknęły opakowania tej gry, wiedziałem, że moje wieczory będą już zawsze nacechowane tym specyficznym dreszczem grozy, jaki oferuje tylko klasyczna gra przygodowa. To były czasy, kiedy Sierra On-Line rządziła światem gier, a każdy ich tytuł był jak przejażdżka na rollercoasterze emocji. Jednak dzisiaj pragnę wrócić do jednego z najbardziej zapadających w pamięć przeżyć - mojej podróży z Gabriel Knightem w mroczny świat "The Beast Within".
    Był to pamiętny rok 1995. Polska powoli stawała na nogi w czasach wilczego kapitalizmu, ZSRR sie rozpadł a Sierra właśnie wrzuciła na rynek grę, która miała przedefiniować sposób w jaki postrzegamy przygodówki. "Gabriel Knight 2: The Beast Within" był grą, w którą nie tylko grałem, ale której doświadczałem. Ta epicka opowieść wypełniona była nie tylko zagadkami do rozwiązania, ale także atmosferą, która sprawiała, że włosy na moich rękach jeżyły się ze strachu. Każda płyta była jednym dniem gry i któregoś dnia nad ranem skończyłem jeden z tych "dni w grze". Potem podszedłem do okna, uchyliłem zasłonę i zobaczyłem ludzi powoli, z marazmem zmierzających do sowich zakładów pracy na poranną zmianę. Majaczące po ulicach zarysy tramwajów poruszających się we mgle. I ten widok wydal mi się tak cholernie nierzeczywisty. Ja byłem daleko stąd. W innym czasie i przestrzeni. Gdzieś w Monachium i odkrywałem krwawą intrygę wraz z Gabrielem i jego asystentką. Tak bardzo wsiąknąłem w świat tej opowieści.


    Mała ciekawostka. Nigdy nie grałem w pierwszą część Gabriela Knighta.

    W tamtych dniach, gdy CD-ROM-y były jak skarby, a gra na sześciu płytach CD uważana była za coś niewiarygodnego, "The Beast Within" zaczęło rządzić moimi wieczorami. Przytulony do kominka, z pudełkiem przymocowanym do monitora, wprowadzałem się w świat, w którym Gabriel Knight stawał twarzą w twarz z nadprzyrodzonymi zagrożeniami. Każdy nowy rozdział był jak kolejna strona w mrocznej księdze, którą chciałem czytać powoli, by jak najdłużej zanurzać się w tajemniczym klimacie.
    W świecie, gdzie FMV (Full Motion Video) nie był jeszcze sloganem sprzedażowym, a raczej odważnym eksperymentem, Sierra postawiła na interaktywny film. Mój ekran zalały krótkie filmy z żywymi aktorami, a ja poczułem się jak reżyser własnej opowieści. Zamiast animacji graficznej, miałyśmy prawdziwych ludzi, które wcielały się w postaci Gabriela i Grace. Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem filmową interpretację bohaterów, jak ich ruchy i wyraz twarzy dodawały im wiarygodności. To było coś, co naprawdę wgniatało w fotel. Nigdy wcześniej nikt nie widział takie jakości. Owszem pojawiały się gry od American Laser Game w których grali żywi aktorzy ale były to prymitywne strzelanki jak np. Mad Dog McCree. Gabriel Knight to był doskonały film! Historia z doskonałym scenariuszem i mrocznym klimatem oraz świetnymi dialogami. Dziś pewnie filmy w rozdzielczości 640x480 pikseli nie robią wrażenia ale wtedy, w połowie lat 90-tych były szczytem techniki i majstersztykiem.


    A tak właśnie wyglądał nasz główny bohater. W latach 90-tych uchodził za przystojniaka.

    Sierra zatrudniła do tej gry prawdziwych aktorów, a do tego wcale nie anonimowych. Choćby taki Nicholas Worth. Ten charakterystyczny, łysy aktor wystąpił w wielu znanych Hollywoodzkich produkcjach takich jak na przykład "Darkman" (reż. Sam Raimi) czy "Wzgórze rozdartych serc" (reż. Clint Eastwood). I takich aktorów pojawiło się w grze kilkunastu. Sierra zadbała nawet o takie szczegółu jak zachowanie autentyczności niemieckiego akcentu w dialogach które dodawało produkcji jeszcze większego smaku. To był drobiazg, ale przykuwał uwagę i podkreślał dbałość twórców o szczegóły. Chociażby wtedy, gdy postacie przeskakiwały między językiem niemieckim a angielskim w naturalny sposób, czułem się, jakbym naprawdę brał udział w rozmowie dwujęzycznej. To podejście do realizmu zasługuje na duży szacunek, zwłaszcza w kontekście czasów, w których gra się pojawiła.
    Oprawa dźwiękowa, choć może nie tak pamiętna jak niektóre melodie z innych gier Sierra, doskonale współgrała z klimatem. Mroczne tony, dźwięki kroków na brukowanej ulicy Monachium czy szepty z zamku Ludwika II - wszystko to łączyło się w symfonię niepokoju. Muzyka była jak nieodłączny element, który wtapiał się w grę, budując atmosferę niepewności i niepokojącego piękna niemieckich plenerów i wnętrz.
    Ważnym elementem tego doświadczenia była także grafika. Choć dzisiaj można się uśmiechnąć na myśl o filmikach z żywymi aktorami, to w tamtych czasach było to coś przełomowego. Grafika była realistyczna, a lokacje wykonane z dbałością o detale sprawiały, że czułem się, jakbym naprawdę przeniósł się do Bawarii. Wizualny majstersztyk, którym zaimponowała mi Sierra, zaskakuje do dziś, pokazując, że pomysły z dawnych lat były niekiedy bardziej śmiałe i innowacyjne niż te, które widzimy obecnie.
    Gra zaskoczyła mnie nie tylko wspaniałą fabułą i realizmem, ale także swoją strukturą. Kiedy dotarłem do wielkiego końca, czułem satysfakcję, ale także pewien niedosyt. Gra została zakończona w sposób, który sprawił, że poczułem, że jestem częścią czegoś większego, że istnieje jeszcze tyle niewypowiedzianych tajemnic. To poczucie niedosytu było jednocześnie irytujące, ale i zachęcające do rozmyślań. Uwierzcie mi że zakończenie Gabriela Knighta zostało zrobione w wielkim stylu i Sierra wsadziła w nie spory budżet.
    Gabriel Knight 2: The Beast Within to gra, która sprawiła, że gaming stał się dla mnie nie tylko rozrywką, ale także sztuką. Sierra On-Line stworzyła arcydzieło, które wciąż z czasem nie traci na swoim uroku. Odkrycie tej gry było dla mnie jak odkrycie zapomnianego skarbu, ukrytego w zakamarkach gamingowej historii.


    Jakby tego było mało to na potrzeby gry nagrano całą operę!!!

    Fabuła, po raz kolejny autorstwa utalentowanej Jane Jensen, przeniosła mnie do niemieckiej Bawarii. Nie był to kolejny kawałek świata stworzony dla potrzeb gry; to była podróż do miejsc autentycznych, takich jak starówka w Monachium czy zamek Ludwika II. Historia opowiadała o bestii grasującej na tych ziemiach, a Gabriel jako Shattenjager (łowca cieni) zobowiązał się rozwikłać zagadkę. Jane Jensen zgrabnie spleciona prawdziwe wydarzenia historyczne z fikcją, tworząc tło dla fabuły, która z płyty na płytę zagęszczała się coraz bardziej. Pojawiały się zwroty akcji których nie powstydziłby się sam Hitchcock. Twórcy bawili się z nami na dystansie sześciu płyt CD w kotka i myszkę. I była to doskonała zabawa.


    To ponure, niemieckie zamczysko kryje mroczną tajemnicę.

    Co do zagadek, nigdy nie byłem wielkim fanem trudnych łamigłówek, które tylko powodują frustrację. "The Beast Within" była dla mnie jak magiczna pułapka, gdzie zagadki były logiczne, ale nie łatwe. Były wystarczająco trudne, aby sprawić, że czułem się inteligentniejszy po ich rozwiązaniu, ale nie na tyle, aby kiedykolwiek stracić zainteresowanie. Po za tym bardzo często rozwikłanie danej zagadki było bardzo mroczne i zaskakujące.
    Pamiętam, że w niektórych momentach bałem się kliknąć kolejne pole na ekranie, bo wiedziałem, że to, co się wydarzy, sprawi, że moje serce zacznie bić szybciej. Kiedy Gabriel odkrywał kolejne mroczne tajemnice związane z królem Ludwigiem II czy kompozytorem Richardem Wagnerem, ja siedziałem na krańcu fotela, zanurzony w opowieści, jak w dobrej książce. Bo Gabriel Knight 2 mógłby z powodzeniem stać się książką a potem jakiś dobry reżyser mógłby tą książkę zekranizować. O tak. To były czasy w których historie były ważne a Sierra potrafiła je opowiadać.


    Ta skromna gospodynie domowa założyła jedną z najlepszych firm produkujących gry na świecie. Gabriel też powstawał pod jej skrzydłami.

    Sierra On-Line, ta legendarma firma, była dla mnie jak świątynia gier. Przecież to oni stworzyli "Police Quest" czy "King's Quest", które były nieśmiertelnymi klasykami. "The Beast Within" tylko potwierdziła, że Sierra to mistrzowie w swoim fachu. Sześć płyt CD to była dla mnie niczym magiczna formuła, a samo pudełko z grą było jak święta relikwia. Każdy tytuł od Sierry był jak zaproszenie do magicznego świata, pełnego niespodzianek i przygód. Sierra była dzieckiem kobiety która tchnęła w nią tę magiczną moc. Tą kobieta o nieograniczonej wyobraźni była Roberta Williams a firmę założyła ze swoim mężem, Kenem, pod koniec lat 70-tych XX wieku. Przez następne 20 lat Sierra stała się synonimem doskonałej przygody a opus magnum Roberty była gra "Phantasmagoria" - wydana na pięciu dyskach niemal w tym samym czasie co Gabriel Knight 2. Roberta zawsze marzyła o interaktywnej przygodzie z prawdziwymi aktorami o iście Hollywoodzkim rozmachu. Wtedy powstała „Phantasmagoria”. Gra, horror, która rozgrywała się w starym, wiktoriańskim domu (można powiedzieć, że Roberta wróciła więc do korzeni). Jakiś czas temu opisywałem ją zresztą na łamach grupy. Gra szokowała wszystkim. Brutalnością, wciągającym scenariuszem, grą aktorską, grafiką oraz doskonałą muzyką. Gra osiągnęła wielki sukces zarówno komercyjny jak i artystyczny. To produkt, po który możecie sięgnąć nawet dziś, i mimo to że ma już ponad 25 lat nadal gra się w to doskonale. Po tym sukcesie Roberta pracowała już tylko przy King Quest: Mask of eternity i w 1999 roku podjęła decyzję o emeryturze, na której pozostaje do dzisiaj.


    W grze pojawiło się wiele miejsc w niemieckiej starówki w Monachium. Kilka z nich odwiedziłem po latach.

    Wróćmy jednak do naszej opowieści o detektywie zajmującym się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Skończenie gry zajęło mi jakieś dwa tygodnie i były to jedne z najlepszych dni w moim żywocie gracza. Ostatecznie, gdy kładłem dłonie na ostatniej płycie, czułem, że przeżyłem coś wyjątkowego. Klimatyczna muzyka, filmowe wstawki, wierni aktorzy - to wszystko sprawiło, że "The Beast Within" to nie tylko gra, ale doświadczenie, które trwało znacznie dłużej niż sama rozgrywka. Było to jak uczestnictwo w mrocznym spektaklu, w którym byłem zarówno widzem, jak i głównym aktorem.
    Dziś, kiedy patrzę wstecz na te wieczory przy kominku, z uśmiechem wspominam "Gabriel Knight: The Beast Within". To była moja wędrówka przez niemieckie tajemnice, moje starcie z nadprzyrodzonymi siłami, moje przygody z Gabrielem Knightem. To doświadczenie, które pozostaje we mnie jak cenny klejnot, symbol lat 90-tych. Czasów kiedy gry zaczynały być czymś więcej niż rozrywką dla pryszczatych nastolatków.



    Gdy dziś patrzę na wspomnienia tamtych dni, czuję, że zostałem obdarowany czymś wyjątkowym. To było jak wchodzenie do magicznego świata, gdzie żyliśmy z bohaterami, a nasze decyzje wpływały na rozwój opowieści. Było to okno do innej rzeczywistości, pełnej tajemnic, zagadek i niepewności.
    I tak zamykam te wspomnienia o Gabriel Knight: The Beast Within. To było podróżowanie po mrocznych zakamarkach Niemiec, to była walka z bestią i z samym sobą. To był czas, gdy gry były jak opowieści z książek, które wciskały w fotel i nie pozwalały oderwać się od ekranu. To był czas, który na zawsze pozostanie w moim sercu i pamięci jako złote lata gamingu.


    A tak wyglądał wstęp do tej mrożącej krew w żyłach opowieści.

    Epitafium:
    Dziś posiadam oryginał Gabriela Knighta 2 i leży on na mojej muzealnej półce. Prawdopodobnie nie odpalę tej gry już nigdy bo chce by została ona w moich wspomnieniach właśnie w takiej formie w jakiej wam o niej napisałem. A może jednak pewnego dnia moja córka zainteresuje się grą którą kiedyś zachwycał się tata i zagra w nią razem ze mną? Nigdy nie mów nigdy - jak mawiał James Bond.
    Last edited by tomrollauer; 16-01-24 at 08:56.
    Odwiedźcie mój kanał na YT, zasubujcie i zostawcie łapkę w górę!
    YOUTUBE - Spectrum PLUS
  • Anon24PL's Avatar
    Level 1
    @Aaricia
    Do dziś pamiętam (choć było to ponad dekadę temu) kompilację gier Slenderman's Shadow, która została utworzona na fali popularności creepypast oraz oczywiście samej gry Slender. Rozgrywka była dość trudna. Na tyle trudna, że założyłem się ze swoją bliską koleżanką, że jeżeli uda mi się zebrać w którejś z sześciu dostępnych lokacji (*w SS) wszystkie kartki (mój ówczesny rekord: 5/8) i jednocześnie udać się do wyjścia z poziomu to... dostanę od niej buziaka. 😏 I wiecie co? Udało mi się. Dwa razy z rzędu. I tak, dostałem dwa buziaki. 😎
  • PatrickC's Avatar
    Level 1
    @Aaricia

    Zdecydowanie Silent Hill 2 na PC.

    Pierwsza moja styczność z tą serią to "jedynka" na PlayStation. Pomimo, że dane było mi zagrać ledwie pięć minut, klimat mnie wciągnął. To było coś nowego. Parę lat później, wraz z zakupem drugiego, lepszego PCta, zostałem zaskoczony przez kolegę, który pewnego dnia wręczył mi pudełko z grą z tekstem "masz, zobacz to, tylko nie porysuj" (wymienialiśmy się wtedy ogranymi tytułami). Było to parę tygodni po premierze europejskiej wersji na PC. Gra "poskładała" mnie totalnie. Świetna fabuła, towarzyszące graniu ciągłe uczucie niepokoju i napięcia i absolutnie genialny soundtrack Akiry Yamaoki postawiły grę na moim osobistym top 10 gier lat 2000-2010. Do gry wróciłem parę lat temu. Początkowo troszkę zderzyłem się ze swoimi wspomnieniami, bo gra zestarzała się, ale w jednak dobry sposób. To nadal bardzo grywalny tytuł. Z niecierpliwością oczekuję na remake tej wersji i pokładam w nim bardzo duże oczekiwania. Zobaczymy...

    A do soundtracku wracam regularnie, do tej pory.
  • HeavyNuts's Avatar
    Level 1
    @Aaricia

    Najprawdziwszy strach opiera się na tym co jest nieznane. Dlatego duchy, zjawy, potwory, przez częste wykorzystanie w materiale normują się i powoli przestają nas straszyć, stąd taka popularność techniki jump scare. Na szczęście jest pewna nisza, która ostatnim czasem bywa coraz częściej wykorzystywana. Nisza której jeszcze nie znamy. Tak samo jak pewna część naszego świata, nadal nie zbadana i skrywająca wszystko to czego się boimy. Ciemność, wynaturzenia, niezbadany przestwór, otaczająca cisza przerywana przez niepokojące dźwięki oraz majaczące gigantyczne rozmiary. Głębia mórz i nieznajomość stworów ją zamieszkujących. Nie sposób wskazać jeden tytuł, gdyż to nie sam produkt jest moim ulubionym, a świat stworzony przez H.P. Lovecrafta. Natomiast pierwsze skojarzenie, budzące grozę i chęć powrotu, to gra Call of Cthulhu. Choć liczę że zastąpi ją nadchodzący Alone in the Dark.